Weronika
wychowywała się w małopolskich Olszynach, swojej Ojcowiźnie. To
tutaj, zajadając draże Korsarz czy gumę Turbo uczyła się świata,
uczyła się ludzi. Obserwowała swoistą topografię rzeczywistości,
rozwijającą się wieś czy pojawiające się mody: na cappuccino z
torebki, ciasto karpatkę pieczone w zielonym piekarniku czy rzekomo
niezwykle wytrzymałe naczynia z duraleksu. Każdego dnia marzyła o
Jajku Niespodziance czy lodach Panda w niedzielę po kościele. Jej
świat oscylował wokół kuzynów, cioteczek, przybranych babć i
podwórkowych znajomych. Oraz wokół postaci wyjątkowych dla niej
osób, znanych jej z życia czy opowieści, jak ciocia Genia -
góralska feministka, malutki wujaszek Władzio który był głuchy i
pełnił funkcję lokalnego dzwonnika czy ciotka Samuela, która
malowała smutne obrazy i słuchała Hildegardy z Bingen, bo urodziła
się w dniu, w którym inna ciotka „się pogubiła”. Mieszkańcy
Olszyn odmierzali czas od jednego do następnego bicia kościelnych
dzwonów, od śmierci do śmierci. Bo właśnie ona, śmierć,
oswojona mniej lub bardziej, jest mianownikiem każdej z historii
opowiedzianych przez Weronikę. Przez dziewczynkę z pamięcią
absolutną, która zauważyła, że odbiega od reszty...
Bardzo
lubię pozycje, które zabierają czytelnika gdzieś wgłąb życia
autora. Do chwil, często osobistych, ale niesamowicie kształtujących
jestestwo. Do momentów intymnych, lub takich, którymi chcemy
podzielić się z całym światem. Opowieść Weroniki Gogoli zabiera
nas do jej dzieciństwa, do lat 90, które pod jej piórem ulegają
pewnej mitologizacji. Autorka opowiada nam swoje dzieciństwo i dzieje
swojej rodziny od dziada pradziada. Opowiada, bo ma to we krwi –
każdy niemal Gogola na olszyńskiej ziemi, w stopniu mniejszym lub
większym uprawiał gawędziarstwo, więc i ona ma do niego spore
skłonności. Weronika to dziewczynka, która jest stamtąd,
jednocześnie stamtąd nie będąc. Silnie zakorzeniona, posiadająca jednak rozłożyste konary. Dorasta w Olszynach, ma
jednak świadomość swojej inności i tego, że odczuwa i rozumie
więcej, inaczej. W społeczności tradycyjnej, w której ludowość
jednak ważniejsza jest od religijności, w której nie brak
zabobonów czy ludowych podań , mała Weronika fascynuje się
zjawiskiem śmierci. Śmierci, która co jakiś czas nawiedza
rodzinę, bliższą i dalszą, nawiedza sąsiadów i przybrane
cioteczki. Śmiercią, której nikt się nie boi i na którą nawet
wielu z utęsknieniem czeka. „Po trochu” to zapis fascynacji
autorki zjawiskiem śmierci i jej ewolucja stosunku do niej. Książka,
do napisania której bezpośredni impuls stanowiła śmierć taty, a
zebranie której miało być dla autorki autoterapią.
Weronika
Gogola w swoim prozatorskim debiucie znakomicie operuje słowem pisanym, jednak jest w jej stylu coś osobliwego. Styl ten jest mianowicie bardzo prosty i
bezpośredni. Wedle niektórych – aż za bardzo. Swego rodzaju
myślotok o świecie widzianym oczami dziecka. Ja wprost
przezeń płynęłam! Język jest prosty, powiedziałabym, że ciut
reporterski, ciekawie zamyka otaczającą rzeczywistość. Jest to
język wiejski, korzystający z olszańskiej gwary. Z pozoru prosty, a
jednocześnie barwny. Na kartach książki język ten ewoluuje i
dorasta wraz z bohaterką. Powieść często błędnie interpretowana
jest jako zbiór opowiadań. W rzeczywistości jest to powieść
oparta na dwunastu strofach ludowej pieśni żałobnej „Żegnam
cię mój świecie wesoły”. Każda strofa pieśni to inna
historia. 12 wydaje się też mieć tutaj znaczenie symboliczne, być
związana z naturą. 12 miesięcy, 12 godzin. 12 to liczba natury,
tak jak naturalna w tradycji ludowej jest śmierć...
„Po
trochu” to opowieść o tym, jak silne są więzi i jak bardzo
nasze korzenie przywiązują nas do ziemi. To historie ukazujące, że
do pewnych prawd dojrzewa się właśnie po trochu. Tak jak i po trochu
opowiada się historie.
Czy
zechcesz przystanąć i przeczytać „Po trochu”? Spokojnie,
powoli, po trochu...
Książka "Po trochu" w 2018 roku została laureatką Nagrody Conrada.
W tym samym roku była również nominowana do Literackiej Nagrody Nike.
Tytuł: Po trochu
Autor: Weronika Gogola
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Data wydania: 2019 (pierwsze wydanie: 2017)
Stron: 180
Pierwszy raz czytam o tej książce, ale zaciekawiła mnie bardzo. 😊
OdpowiedzUsuńNie spotkałam się z tą książką, ale z ciekawości może ją przeczytam :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Wygląda mi to na lekturę, która mogłaby mi się spodobać!
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że autorka ma zdolność bardzo wnikliwej obserwacji rzeczywistości od najmłodszych lat... To cenna umiejętność. Szczególnie u pisarza. Nie słyszałam nigdy wcześniej o tej książce.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że z biegiem lat coraz bardziej dojrzewam do tematyki śmierci, ostatecznych rozwiązań, ale bynajmniej nie jako tragedii, ale ukoronowania życia, spoglądam w głąb tego, co zapamiętałam z moich bliskich, którzy już odeszli, nawiązuję rozmowy z tymi, którzy są blisko przekroczenia tej granicy. Zwrócę uwagę na tytuł. :)
OdpowiedzUsuńNie znałam wcześniej tej książki i pora nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, ale kurcze... wzbudziłaś we mnie ciekawość. Po pierwsze, w ogóle zaciekawiła mnie sama historia, a po drugie przekonuje mnie mocno ten "myślotok" i taki sposób opowiadania. A już tak poza tym, to nie mogę nie wspomnieć o okładce, bo jakoś strasznie przyciąga moją uwagę. :o Według mnie jest genialna i z tego co piszesz o samej książce, to mam poczucie, że bardzo dobrze oddaje jej charakter. ;)
OdpowiedzUsuńJak i autorka tak i ja pochodzę z małopolski, więc tym bardziej chciałbym przeczytać "Po trochu", ale przede wszystkim dlatego, że pani Weronika Gogola porusza tematy dochodzenia do prawd, akceptacji śmierci i własnych korzeni.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja. Pięknie napisana. Zachęciła mnie do przeczytania książki.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę tę książkę i muszę przyznać, że gdyby nie recenzja nie zwrociłabym na nią uwagi przez okładkę. W moim odczuciu jest straszna, a ja przy wyborze lektury zazwyczaj się nią kieruję. Nie wiem, czy po nią sięgnę,ale mnie zaintrygowałaś, więc niewykluczone :)
OdpowiedzUsuńA mnie oprawa graficzna przekonuje, w zasadzie od razu wiem, jakiego klimatu się spodziewac podczas spotkania z ksiązką. :)
UsuńRecenzja ciekawa, ale mam mieszane odczucia. Muszę się jeszcze nad nią zastanowić, ale lubię dawać szansę debiutą.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Z przyjemnością po nią sięgnę. Głównie dlatego, że jeszcze o niej nie słyszałam i jestem ciekawa czy przypadnie mi do gustu!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa ujecia smierci w takim wydaniu
OdpowiedzUsuńPierwszy raz spotykam się z tą książką, może nie ostatni :)
OdpowiedzUsuńPodróż w czasie do lat 90 - przekonałaś mnie!
OdpowiedzUsuńbardzo lubię takie książki, aż dziwne, ze o niej nie słyszałam, muszę ją przeczytać!
OdpowiedzUsuńCzasem naprawdę warto przystanąć i poczytać coś tak refleksyjnego.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie tak, to właśnie cudowne łapanie chwil życia, zaglądanie w umysł innych, ale i spotkanie samego ze sobą. :)
UsuńLubię takie refleksyjne opowieści. Poza tym ta objętość nie jest zbyt duża, więc pewnie szybko się czyta.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce ale zaciekawila mnie i chętnie ją dla niej zamówię.
OdpowiedzUsuńTa książka "chodzi" za mną od jakiegoś czasu. Trzeba przyznać, że nie tylko opowieść może być ciekawa, ale też okładka jest majstersztykiem!
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę i widzę tę książkę. Trochę nie moje klimaty, ale może kiedyś się na nią skuszę, bo lubię czasem poczytać książki, które mogą dużo wnieś w nasze życie.
OdpowiedzUsuńCudownie napisałaś o tej książce, teraz muszę po nią koniecznie sięgnąć!
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć że mnie zainteresowałas
OdpowiedzUsuńCo muszę przyznać, okładka jest naprawdę… inna. Podoba mi się.
OdpowiedzUsuń„Tata mówi […]” – zapisuję sobie cytat, jest niewyobrażalnie mądry. Pięknie napisana recenzja i niesamowicie zachęcająca. Biorę prawie w ciemno!
Brzmi jak idealna lektura na letnie, leniwe dni. Za to szatą graficzną z pewnością wyróżnia się z tłumu.
OdpowiedzUsuńNie wiem skąd wytrzasnęłaś kolejną tak wyjątkowa i (choćby mnie) nieznaną powieść. Dzięki wielkie! Mogę rozszerzać horyzonty :)
OdpowiedzUsuń