U
podnóża Gór Skalistych w amerykańskim stanie Idaho spędziła
swoje dzieciństwo Tara Westover. Jako córka radykalnego mormona nie
chodziła do szkoły, która wedle jego przekonań była zarzewiem
zła i moralnego zepsucia. W jej oderwanej od rzeczywistości rodzinie nawet po najniebezpieczniejszych wypadkach
jedyną pomoc i jakiekolwiek leczenie stanowiły zioła i domowe
sposoby matki-zielarki, bo szpital i wszelkie służby rządowe były złem
wcielonym. Dziewczynka i jej rodzeństwo ciężko pracowali na
złomowisku oraz przy gromadzeniu zapasów na nadchodzące Dni Ohydy.
Nigdy nie zostali zaszczepieni, a ze względu na to, że nie rodzili się w szpitalu, a w domu, w towarzystwie akuszerki, część z nich
przez długie lata nie posiadała nawet aktu urodzenia. Mimo usilnego
starania by zachowywać pozory w rodzinie Westoverów nie było
miłości i pokoju, lecz manipulacja i pranie mózgu. Wiele
destrukcyjnych zachowań członków rodziny Tary miało swoje źródło
nie tylko w religijnym fanatyzmie, ale także w chorobach
psychicznych, których występowania nikt nie dopuszczał nawet do
świadomości. W wieku 17 lat Tara postanowiła wziąć los we własne
ręce – „edukacja domowa” w jej rodzinie w niczym nie
przypominała szkolnego kształcenia, dziewczyna sama więc
przygotowała się do egzaminu, który, pomimo ogromnego sprzeciwu rodziny, otworzył jej drogę do
college’u, studiów w Cambridge oraz doktoratu z historii na Harvard University...
Szkoła,
edukacja i zdobywanie wykształcenia od zawsze były dla mnie czymś
oczywistym. Myślałam, że jest naturalną koleją rzeczy, że
chodzę do szkoły, a kiedyś na pewno pójdę na studia. Kiedy
miałam iść do pierwszej klasy podekscytowana odliczałam dni do
początku września. Potem szkoła, jak zapewne w pewnym momencie
każdemu dziecku, trochę mi się znudziła i odliczałam za to dni do końca roku szkolnego, pragnąc, by wakacje trwały w
nieskończoność. Nie zmienia to jednak faktu, że to szkole w dużej mierze zawdzięczam ukształtowanie swojej osoby. Po poznaniu wstrząsającej historii Tary zdałam
sobie sprawę jak ogromnym przywilejem jest edukacja. Chociaż na
przestrzeni lat moje podejście do wykształcenia się zmieniło, i
wiem, że nie jest ono gwarantem sukcesu i nie każdy nadaje się na
studia, to nie wyobrażam sobie życia, w którym możliwości skorzystania z tego
przywileju byłabym pozbawiona...
Historia
mormońskiej dziewczyny poruszyła mnie dogłębnie. Niejednokrotnie,
przewracając kolejne kartki książki byłam zszokowana, że na
świecie, w rodzinach mających się za „chrześcijańskie”,
dochodzi do takich sytuacji. Sytuacji, w których nad bezpieczeństwo
czy komfort bliskich osób przedkładane są urojenia i złudne
obietnice. Despotyczny ojciec żelazna ręką wprowadza niepisane
zasady i podporządkowuje sobie synów. Tara i jej siostra żyją w
fałszywym przekonaniu o zrozumieniu ze strony matki, która jednak
nigdy nie znajduje odwagi, by przeciwstawić się swojemu mężowi,
które to przeciwstawienie byłoby oznaką braku szacunku i ściągnęło
na nią Boży gniew. Na jak wiele zaniedbań matka Tary przymknęła
oko? Dlaczego inni przedstawiciele społeczności mormońskiej nie
reagowali na zło, które działo się w domu Tary, chociaż tak
często mieli do czynienia z jego skutkami? A wreszcie – gdzie była
opieka społeczna, gdzie był rząd, kiedy pewien obywatel karygodnie
przepracowywał swoje dzieci, niejednokrotnie krzywdząc je
przypadkowo, utwierdzając się jednak stale w przekonaniu, że
widocznie tak miało być...?
Tara
Westover to dla mnie prawdziwa bohaterka. Taka Bohaterka, przez duże
B. Nie potrafię wyobrazić sobie tego, co w swoim życiu przeszła.
Wydaje mi się, że rozumiem każde jej zawahanie, każdy jej czyn,
mimo że nigdy nie doświadczyłam podobnej sytuacji. Wiem, że ją
podziwiam – podziwiam jej odwagę, determinację, zdolność do
poświęcenia. Cieszę się, że jej życiowa mądrość, którą
przejawiła od dzieciństwa doprowadziła ją do miejsca, w którym
się teraz znajduje. Autorka opisała swoje wspomnienia w sposób
ciekawy i wyjątkowo barwny. Łatwo jest wczuć się w odczuwane
przezeń emocje. Styl nie jest rodem z klasyków literatury, ale
cechuje go duża przystępność. Książka zaskakuje, nierzadko
przygnębia, jest jednak pełna autentyczności, co zdecydowanie
ułatwia jej odbiór.
„Uwolniona”
to opowieść o walce o siebie. Historia, które pokazuje, jak wielka
jest siła determinacji i opowiada, że warto podążać za głosem
serca. Książka, która może nam uświadomić jak ogromna jest moc
edukacji i jak wiele wolności daje nam przysłowiowy „kaganek
oświaty”. Pokaże, jak istotne są edukacja, wiedza i nauka, oraz pomoże
docenić je w naszym codziennym życiu, bo, jak myślę, często
zapominamy o tym, że nie każdy ma do nich dostęp. Historia Tary
pokazuje, że wykształcenie nie tylko buduje naszą świadomość, także
samych siebie, czy poszerza nasze horyzonty. Wykształcenie może także
diametralnie odmienić nasze życie...
Tytuł: Uwolniona. Jak wykształcenie odmieniło moje życie.
Autor: Tara Westover
Tytuł oryginału: Educated
Tłumaczenie: Barbara Szelewa-Kropiwnicka
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 2019 (2018)
Stron: 448
Ciekawa recenzja i książka też się zapowiada ciekawie. Niestety nie czytałam.
OdpowiedzUsuńNiesamowita historia. Trzeba mieć ogromną siłę woli i determinację, żeby wyrwać się z takiego środowiska i zmienić swoje życie o 180 stopni. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce, ale zapisuję sobie tytuł.
OdpowiedzUsuńJuż same cytaty sprawiają, że z zainteresowaniem sięgnę po książkę, jestem bardzo ciekawa źródeł ogromnej siły wyzwolonej w Tarze.
OdpowiedzUsuńDziękuję za inspirujący tekst, który zachęca do zapoznania się z książką. Wiele czytałam o mormonach i edukacji, jaką dają dzieciom, ta książka jedynie to potwierdza. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńBardzo zainteresowała mnie ta książka. Z chęcią ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że często nie doceniamy tego, że MOŻEMY się uczyć. Pamietam, jak kilka lat temu poznałam chłopaka z Pakistanu. Studiował wtedy na Oxfordzie. Pamiętam, jak opowiadał, że codziennie uczy się do 4-5 nad ranem, śpi kilka godzin i od rana znowu zaczyna naukę. Dziwiłam się, że tak potrafi poświęcić się dla nauki. Powiedział mi wtedy, że u nich nauka jest luksusem. Że skoro udało mu się wyrwać, i to na jedną z najlepszych uczelni na świecie, chce wykorzystać to do oporu.
OdpowiedzUsuńDopiero teraz, po blisko 7 latach od skończenia studiów, dociera do mnie, jak wiele mi one dały.
Nie tak dawno oglądałam cykl filmów o trudnej drodze do szkoły, mali bohaterowie pokonywali różne przeszkody środowiska naturalnego, wędrowali przez wiele godzin w niebezpiecznych warunkach, aby tylko dotrzeć na lekcje. Dla nich nauka jest darem całej wioski.
UsuńChyba to książka dla mnie. Z chęcią bym przeczytała. Sama skończyłam studia w 2017 roku i do dziś się cieszę z tego, że mogłam się uczyć i, że wiele mi one dały.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja. Niestety książka zupełnie nie w moich klimatach.
OdpowiedzUsuńKsiążka zapowiada się bardzo interesująco i wartościowo, więc będę ją miała na uwadze. 😊
OdpowiedzUsuńTo prawda, czasem nie zapominamy jak wielkim przywilejem jest możliwość kształcenia się. W niektórych kulturach kobiety mogą o tym tylko pomarzyć. Ciekawa recenzja, być moze sięgnę po tę ksiażkę w przyszłosci.
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja. Już się nie doczekam,aż pożyczę
OdpowiedzUsuńZapisuje se tytuł, muszę ją przeczytać
OdpowiedzUsuńLubię ksiazki, dzięki którym możemy docenić naszą normalność i nudę dnia codziennego
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo ciekawie. Skusiła mnie ta recenzja.
OdpowiedzUsuńZ racji tego, że dla mnie edukacja i rozwój osobisty ma ogromne znaczenie, z wielkim zainteresowaniem sięgnę po ten tytuł, aby poznać własne wrażenia. Jestem książką ogromnie ciekawa.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, ale po takiej recenzji nie pozostaje mi nic innego, jak ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa to pozycja. Muszę koniecznie po nią sięgnąć
OdpowiedzUsuńZ pewnością jest to prawdziwe i warte uwagi przesłanie ;)
OdpowiedzUsuńŻycie w takiej zamkniętej i odizolowanej społeczności oraz brak edukacji to musiał być prawdziwy koszmar. Choć z drugiej strony u nas mamy obecnie drugą skrajność - masową "produkcję" magistrów tylko dla samego świstka, który niejednokrotnie nie jest poparty realną wiedzą w danej dziedzinie. Ja skończyłam dwa kierunki studiów i jak czasami patrzyłam na niektórych ludzi z mojego roku to zastanawiałam się, jakim cudem przyjęto ich na uniwersytet (przykład: dziewczyna, która nie umiała wskazać, gdzie na mapie jest zachód - a gdzie wschód...)
OdpowiedzUsuńI to jest dla nas pozycja obowiązkowa do przeczytania, zapisuję
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać tą książkę, zaintrygowałaś mnie i z chęcią poznam historię Tary
OdpowiedzUsuńDziękuję za inspirujący tekst, który mnie jak najbardziej zachęcił do zapoznania się z nią. Chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńChyba się skuszę. Zaciekawiłaś mnie :)
OdpowiedzUsuńRaczej po takie książki rzadko sięgam, ale teraz mam ochotę to zmienić. Taka propozycja była by fajnym urozmaiceniem
OdpowiedzUsuńNie znam tej powieści, ale coś czuję, że spodobałaby mi się :)
OdpowiedzUsuńRecenzja bardzo zachęcająca. Lubię czytać powieści o prawdziwych wydarzeniach z życia różnych ludzi. Teraz czytam powieść o podobnym przekazie na temat wykształcenia, gdzie kobiety nie mogą się uczyć, chociaż bardzo tego potrzebują. W takich książkach najbardziej boję się wyniosłego stylu, ale jeśli uważasz, że w tej jest przystępny to z pewnością przeczytam, bo ta historia mnie ogromnie zainteresowała.
OdpowiedzUsuńjak dobrze, ze na Ciebie trafiłam. Totalnie trafiasz w mój gust. Bardzo zaciekawiła mnie ta historia, zwłaszcza w tak dziwnych realiach
OdpowiedzUsuńKiedyś oglądałam reportaż o młodych mormonach, którzy pojechali do wielkiego miasta. Najbardziej przeraża fakt, ze młodym ludziom wyrywa się zęby i robi sztuczne szczęki, by nie mieli kłopotów z zębami i nie chodzili do dentysty.
OdpowiedzUsuń