Mężczyzna po śmierci matki porządkuje pozostawione przez nią mieszkanie. Stopniowo przegląda jej ukochany księgozbiór, rzeczy codziennego użytku czy inne bibeloty. Niemal każdy przedmiot wiąże się z niezliczoną ilością wspomnień. Ze wspomnień tych wyłania się portret wyjątkowej kobiety, która była za swojego życia zmarła. Syn poznaje historię matki, historię swoich rodziców, na którą wcześniej nie potrafił się otworzyć.
Jakie wnioski wyciągnąć możemy z jego „sentymentalnej”, jednak w rzeczywistości pozbawionej sentymentów, szczerej podróży?
Książka Marcina Wichy już dawno przykuła moją uwagę, ze względu na bardzo ciekawy, bo niespotykanie minimalistyczny design okładki. Ostatnio, na fali zainteresowania książkami nominowanymi do Literackiej Nagrody Nike w końcu po nią sięgnęłam. Mimo niepozornego rozmiaru książka silnie nacechowana jest emocjonalnie. Sposób kształtowania narracji jest raczej „slow”, jednak książkę czyta się bardzo szybko.
Próba odkrycia drugiej, skrywanej przed ludźmi strony matki, której podjął się autor to bardzo ciekawy przykład oswajania się ze stratą. Stratą, która była do przewidzenia, ale jednak zaskoczyła. Stratą, która już pozornie zaakceptowana jeszcze przez długi czas jest wypierana. Stratą, która zawsze uświadamia jak wiele słów pozostało niewypowiedzianych...
Pisarstwo Marcina Wichy jest dosyć oszczędne w środkach, podobnie chyba jak jego projekty. Mimo tej oszczędności wiele można jednak wyczytać między wierszami. Książka nie jest najłatwiejsza w odbiorze, ze względu na swoją tematykę, która do najlżejszych nie należy. Użyte przez autora środki stylistyczne też bardzo często są bezpośrednie, pozbawione zbędnych sentymentów. Myślę, że podczas tworzenia książki mogła przyświecać mu maksyma „minimum słów, maksimum treści”. I w istocie udało mu się zrealizować ten postulat!
„Rzeczy, których nie wyrzuciłem” to opowieść o radzeniu sobie ze stratą, bez utraty tego, co było najpiękniejsze w relacji z osobą, której już zabrakło. To ciekawa propozycja, jednak nie dla każdego, bo wymaga odpowiedniego nastroju. To świadectwo tego, że nie zawsze pozostawiamy po sobie to, co faktycznie chcielibyśmy by po nas pozostało...
Lubię sentymentalne, uderzające w czułe nuty książki, gdzie czasami wystarczy jedno słowo, aby łzy napłynęły do oczu, a szloch utknął w gardle. Choć nieco obawiam się tego tytułu (lubię takowe powieści, ale zawsze trudno do nich podejść...), to jednak postaram się odnaleźć w sobie odwagę i odczuć ciężar straty głównego bohatera i przejść z nim tę ścieżkę.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że właśnie dzięki takim książkom docieram do najgłębszych warstw swojej psychiki, często boli, kończy się płaczem, ale wówczas czuję, że żyję z większą świadomością siebie.
UsuńMam tę ksiązkę w planie, bo przyznam, że od jakiego czasu budzi moje zaciekawienie, niestety póki co brak czasu na nadprogramowe powieści ;)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście książka przyciąga uwagę swoją nietypową okładką. Temat w niej poruszony jest bardzo ważny i niestety w pewnym momencie dosięga każdego z nas, dlatego jest ona przez to taka potrzebna i wartościowa.
OdpowiedzUsuńnie wiem, czy to odpowiednie słowo, ale jestem zauroczona tą historią, pomimo smutku, który otacza tę opowieść, jest w niej również miłość i ciepło, musze przeczytać!
OdpowiedzUsuńJestem szczerze zainteresowana lekturą tej książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam w moje skromne blogowe progi.
Bardzo jestem zainteresowana spotkaniem z tą książką, jestem na etapie różnych podobnych rozmyślań, porządkowania emocji związanych ze stratą bliskiej osoby, przede mną zajrzenie w spuściznę codzienności kogoś, kto właśnie odchodzi.
OdpowiedzUsuńSporo dobrego o niej słyszałam, na pewno znajdzie swoich odbiorców.
OdpowiedzUsuńOj nieco nie dla mnie, bo niemal wszystko na co stawiam to literatura faktu ;)
OdpowiedzUsuńLektura raczej nie dla mnie :c
OdpowiedzUsuńOd czasu do czasu warto sięgać po takie sentymentalne książki.
OdpowiedzUsuńNiespotykana minimalistyczna okładka, która właśnie tym minimalizmem przyciąga wzrok. Nie jest to mój gatunek, ale będę miała ją na uwadze. Chętnie wspomnę o niej znajomym książkoholikom :)
OdpowiedzUsuńCzęsto zastanawiam się, co pozostawię po sobie, nie w materialnym ujęciu, ale duchowym, jaka część przesłań przetrwa u moich dzieci, a może nawet w kolejnym pokoleniu. Bardzo lubię takie rozważania, pomagają docenić to, co nam się w życiu przytrafia, z czego jesteśmy dumni, dokąd chcemy zmierzać. :)
OdpowiedzUsuń